Szukaj na tym blogu

niedziela, 7 października 2012

Legendy o szlacheckim pochodzeniu

Moja przygoda z genealogią zaczęła się od wielokrotnego słuchania o bohaterskim przodku -  szlachcicu, który za swoje zasługi doczekał się nagrody od samego króla.  Oczywiście były to same ogólne informacje, ale jakże piękne i mile pieszczące własne ego. Były to także historie o zjazdach rodzinnych, o wspaniałych dawnych dokonaniach szlacheckich członków rodu i herbie Sas.
 
 
Ponieważ początkowo nie miałam dostępu do metryk, zaczęłam buszować w bibliotece uniwersyteckiej, szukając informacji o szlacheckich przodkach, a zwłaszcza owym sławnym bohaterze. Po jakimś czasie odkryłam, że ten bohater co najwyżej ma to samo nazwisko, ale raczej nie pochodzimy od niego.  Po zbadaniu metryk okazało się, że niestety cała rzesza sławnych "krewnych" o tym nazwisku, również  nie była z nami spokrewniona. Poza tym herb rodzinny nie należy się po matce nie będącej szlachcianką. A wszystko wzięło się  najprawdopodobniej z nieporozumienia. Osoba badająca niegdyś dzieje rodu, zaliczyła do naszej rodziny wszystkich noszących to nazwisko. Niestety jest ono bardzo popularne, więc o legendy nie było trudno.
 
Chętnie powiększę swoje drzewo o sławnych przodków czy krewnych musi być jednak ślad, choćby cień pokrewieństwa.

Linia przodków, od której zaczełam badania, kiedyś rzeczywiście należała do szlachty. Na skutek pauperyzacji tej grupy społecznej większość utraciła uprzywilejowany status, uznawany przez administarcję państwową i związane z tym przywileje. Jednakże sami  zachowali pamięć o swoim pochodzeniu (nawet do czasów II wojny światowej). Miejscowi dalej uznawali ich za szlachtę, co ma potwierdzenie  w aktach metrykalnych (ale nie zawsze, zależy czy piszący był zaznajomiony z lokalną hierarchią). Aby opisać i najlepiej oddać co stało się z większością szaraczkowej, zagrodowej szlachty na kresach, najlepiej przywołać "Nad Niemnem" Elizy Orzeszkowej i Bohatyrowiczów. Mimo, że żyli jak chłopi, to jednak mieli świadomość swojego szlachectwa i uważali się za szlachciców. Unikali "mieszania" się z chłopstwem. Na kresach podolskich dodatkowym czynnikiem była kwestia narodowa (sprawy religijne były bardziej skomplikowane niż by się mogło wydawać - omówię to w przyszłości). Potomkowie szlachty szaraczkowej na Podolu, tak jak ich przodkowie, byli mniejszością wśród Rusinów. To wzmacniało trzymanie się razem i większość szlachty żeniła się między sobą. Poza tym szlachta uważała się za coś lepszego niż reszta. Mimo, że często utracili język polski i mówili nawet nie gwarą, mieszaniną języków, lecz wręcz po rusku (ukraińsku), miejscowi wiedzieli kto jest szlachcicem, Polakiem, a kto nie. W II połowie/końcu XIX w. szlachta z terenów, które badałam (m.in. Kluwińce, Chłopówka, Iwanówka, Tłusteńkie) zaczyna w dużo większym zakresie wchodzić w związki z ruskimi (ukraińskimi) chłopami oraz polskimi chłopami - osadnikami z terenów Podkrpacia czy centralnej Polski a nawet z Niemcami (było ich stosunkowo niewielu w porównaniu do liczby ludności). Najprawdopodobniej przyczyną była coraz bardziej postepująca pauperyzacja potomków szlachty.

Dzisiaj łatwo przyznawać się do szlacheckich korzeni. Trzeba tylko mieć świadomość co to była za szlachta. Nie wszyscy mogą pochodzić od właścicieli dworów, ludzi wykształconych i obytych w świecie. Dobrze jest też wiedzieć kto i na jakich zasadach miał prawo do herbu. Inaczej to zwykłe "legendowanie".

cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz