1. Poszukiwanie przodków zawsze należy zaczynać od końca na zasadzie po nitce do kłębka.
Zaczynamy
od swoich rodziców, dziadków, pradziadków itd. Zbieramy podstawowe
dane: gdzie kto się urodził, chodził do szkoły, pracował, służył w
wojsku, co robił w czasie wojny, gdzie zmarł. Należy zebrać wszelkie
możliwe dokumenty, zdjęcia rodzinne z opisem itp
2. Zbieramy opowieści rodzinne.
Szczególnie należy wypytać najstarszych członków rodziny, o to co jeszcze pamiętają. Warto wypytać nie tylko o daty, ale o różne historie rodzinne, "trupy" w szafie, o których cicho sza nigdy się nie mówi. Ciekawe anegdotki, powiedzonka rodzinne, smutne historie. Tutaj trzeba często zachować najwyższą empatię pamiętając, że wypytywanie o niektóre sprawy jest trudne dla rozmówcy. Warto odwiedzić rożnych krewnych, w tym tych których się nigdy nie widziało. Jeśli nam zaufają dostaniemy zdjęcia, dokumenty i różne ciekawostki.
np. wizyta u nigdy nie widzianej rodziny - dopiero na sam koniec wizyty, po przełamaniu widocznych oporów, pokazali dokument z pieczęcią III Rzeszy; był to okres nagonki na "dziadka z Wermachtu"
3. Historie rodzinne. Mity i fakty.
Większość rodzin ma wspaniałe opowieści, które są "prawdziwe na 100%", a po zbadaniu okazują się mitami, wyolbrzymionymi wielokrotnie i uatrakcyjnionymi "faktami". Jednak w większości tych historii jest ziarnko prawdy.
Często
opowieści nie są wprost kłamliwe tylko ulegają zniekształceniu u
słuchacza, który nie mając wiedzy sam interpretuje fakty zmieniając ich
znaczenie. To co było powszechnie wiadome np. po wojnie czy 50 lat
temu, w ocenie rozmówcy nie wymaga większego tłumaczenia w trakcie
opowieści. Potem okazuje się, że odkrywamy powszechnie znane fakty,
które dla nas są wielkim odkryciem, a dla starszego pokolenia to było
oczywiste i nikt po prostu o tym nie mówił. Czasem jako dzieci o czymś
się dowiedzieliśmy, nikt nam nie tłumaczył i sami to sobie
zinterpretowaliśmy, a fakty mogą być nieco inne.
Mity i fakty:
- pradziadek z rodziną wrócił z Syberii:
-
tak było, ale my zrozumieliśmy to po swojemu tzn że był zesłany na
Sybir, a rodzina pojechała z nim, więc szukaliśmy dlaczego zesłano go na
Sybir
- po znalezieniu dokumentów okazało się, że pradziadek pojechał na Syberię z rodziną, ale dobrowolnie, do lepiej płatnej pracy
- babcia znała niemiecki ponieważ była ze Śląska
- krewny z rodziną po wojnie wyjechał do USA
- tak było, ale myśleliśmy, że był na robotach w czasie wojny, a rodzina po wojnie dojechała do portu i popłynęli razem, zastanawialiśmy się jak oni wyjechali z Polski zaraz po wojnie
- okazało się, że w czasie wojny krewny służył w niemieckim wojsku, a rodzina mieszkała w Niemczech; zmyliło nas polskie nazwisko i to, że zawsze uważał się za Polaka
- mój odległy przodek zasłużył się w bitwie pod Wiedniem i dostał nagrodę od samego króla
- rodzina na Kresach mówiła po polsku, no może gwarą
-
część może mówiła gwarą, ale spora część nie znała już za bardzo
polskiego i w domu mówiła po rusku (ukraińsku), a polski znali tylko z
kościoła, a w II RP dzieci także ze szkoły
- mój dziadek pochodzi ze szlacheckiej rodziny herbu Sas
- rodzina z Kresów - wszyscy byli katolikami, żadnych grekokatolików
Mit wynika po pierwsze z odcięcia się od znanego powiedzenia/ mitu propagowanego też przez UPA Polak - katolik, Ukrainiec - grekokatolik oraz katolik dobry, grekokatolik zły lub odwrotnie w zależności kto tak twierdził.
Dodatkowo
moim zdaniem, wynika to z chęci odcięcia się od wszystkiego co
ukraińskie po mordach UPA. I słyszałam to tylko od osób urodzonych tuż
przed, w trakcie i po wojnie. Osoby dorosłe w czasie wojny nie miały
problemu z mówieniem o języku, unitach itp. Oczywiście o ile się je
zapytało wprost, bo same również o tym nie wspominały.
Fakt: w rodzinach kresowych na Ukrainie było sporo Polaków unitów.
Część na pewno była wcześniej od wieków prawosławna, a po unii
brzeskiej zostali grekokatolikami. Część szlachty zmieniała obrządek z
powodu słabej sieci kościołów katolickich lub konfliktów z
duchowieństwem np na przełomie XVII/XVIII wieku. Zdarzało się, że całe
wsie przechodziły do obrządku wschodniego. I tak zostawało. Zmiana
obrządku nie powodowała automatycznie zmiany narodowości. Szerzej będę o
tym pisać w kolejnych wpisach.
Czasem niestety jest tak, że z różnych powodów, nie sposób dowiedzieć się nic lub prawie nic o przeszłości:
- Babciu odpowiedź coś o wojnie - "chłopcy znaleźli pocisk i potem trzeba było ich zbierać po całym polu". Wtrąca się mama: "Czemu opowiadasz dziecku takie straszne rzeczy? Nie mów o tym więcej".
- Babciu odpowiedź coś o wojnie - "była wojna ...." koniec opowieści i płacz.
- Mamo odpowiedz co wiesz o mordach upa, kto tam zginął, jakieś nazwiska, jacy krewni, miejsca? Babcia Ci kiedyś tyle o tym opowiadała. Odpowiedź: "Nic nie wiem, nic nie pamiętam, po co do tego wracać?"
-
Mamo a słyszałaś o rodzinie X - to nasi krewni, coś pamiętasz o nich?
Odpowiedź: "Rodzina X?, a tak, to jacyś kuzyni". - koniec, nic więcej
się nie dowiem, mimo, że wiem, że wie, bo do niech jeździła jako dziecko
i w młodości, są nawet zdjęcia.
- po latach badań genealogicznych: Mamo, a wiesz, że rodzina babci to sama szlachta? Odpowiedź: "A tak, babcia zawsze mówiła, że jej rodzina pochodzi od szlachty". (koniec informacji na ten temat).
Pogodziłam
się z tym, że czasem od najbliższych nic się człowiek nie dowie, a
nigdy nie widziani krewni już na pierwszej wizycie sypią opowieściami
jak z rękawa.
5. Dokumenty z błędami.
Jak najwięcej faktów opierać należy na dokumentach, ale warto wiedzieć które były podrasowane, a w których jest jakiś błąd. Warto to weryfikować.
- np wystąpiłam do USC o akt ślubu babci. Wynikało z niego, że ojciec urodził się przed ślubem. OK, ale jakoś nigdy o tym nie słyszałam i znając babcię coś by o tym wspominała. Na wszelki wypadek zdzwoniłam do urzędu i powiedziałam wprost o co chodzi. Okazało się, że wystawiając teraz akt pomylono daty. Po tej sprawie domagałam się już kopii oryginałów a nie aktów urzędowych.
- po wojnie wielu przesiedleńców z Kresów sporządzało dokumenty potwierdzające pozostawione mienie. Takie oświadczenie własne i świadków sporządzano u notariusza. W takim dokumencie dziadków znalazł się opis domku : dwa pokoje z łazienką (i wc w moim domyśle). Ktoś w końcu mnie uświadomił, że te oświadczenia były naciągane. Była jedna izba i za stodołę się chodziło, a łazienki nie było.
- babcia miała w jakiś dokumentach błędną datę urodzin - ktoś wystawiając pomylił miesiąc z datą dzienną: zamiast 5 listopada wpisano 11 maja
- przesiedleńców z kresów można szukać na listach PUR (Państwowy Urząd Repatriacyjny) można tam znaleźć informacje kto z kim przyjechał, jaki miał dobytek, co otrzymał na miejscu osiedlenia - nigdy bym nie znalazła dziadków ponieważ w dokumentach wpisano im inne nazwisko (nie wiadomo dlaczego) i cała rodzina wjechała na nich do Polski. I tak zostali zarejestrowani w Polsce po przyjeździe. Nie wiem jak i gdzie to potem sprostowali. Wszystkie pozostałe dokumenty są na prawidłowe nazwisko. A wiem o tym bo widziałam oryginalne dokumenty dziadków.
-
Pradziadek w akcie zgonu miał wpisane miejsce urodzenia Cieszyn. Dzięki
temu, że wiedziałam, że rodzina pochodzi z okolic Nasielska, nie
szukałam aktu urodzenia w Cieszynie na Śląsku. Koło Nasielska znalazłam
miejscowość Cieksyn, w dodatku jest to siedziba parafii i tam właśnie w
Archiwum Państwowym znalazłam jego akt urodzenia. Czyli miejsce
urodzenia Cieksyn na Mazowszu a nie Cieszyn na Śląsku.
7. Wątpię więc jestem. Wywody genealogicznym ancestry, geni czy myheritage nie są pewne. Indeksy na genetyce są błędne.
Mam zasadę, że wierzę tylko swoim badaniom i wszystko weryfikuję, nie idę na skróty. Czasem korzystam z podpowiedzi, ale je weryfikuję. Tzn osobiście sprawdzam jaki jest zapis w aktach jeśli tylko mam taką możliwość i dostęp do akt.
Dzięki
dostępowi do drzew genealogicznych innych osób można znaleźć drzewa z
którymi nas coś łączy. Często jednak są tam błędy Np ja wiem gdzie
wpisuję niepewne dane i są one do weryfikacji, ale nie zawsze to piszę.
Ktoś może wziąć taki zapis za 100% prawidłowy. Niestety na pewnym etapie
badań trudno się obyć bez pewnych założeń genealogicznych, a
weryfikacja czasem zajmuje wiele lat.
Sporo pomyłek w genealogii wynika z łatwości powiązania się z inną linią bo właśnie oni występują w księgach w dużej ilości. A nasi przodkowie "pojawiają się sporadycznie i gdzieś znikają". Niestety należy to szczegółowo weryfikować i sprawdzić dokładnie szukając błędów, tego co nie pasuje. W szczególności należy to robić gdy występuje kilka osób o takim samym imieniu i nazwisku żyjącym w tej samej miejscowości i w podobnym czasie. Czasem wszystko pasuje, poza jednym elementem i to on okazuje się najistotniejszy.
Jeśli możesz twórz linie genealogiczne osób o tym samym nazwisku z danej wsi/parafii. Pomaga to przyporządkować osoby do rodzin i weryfikować sporne sprawy. Najłatwiej się to robi na podstawie metryk z zaboru austriackiego gdzie zwykle podawano dane dziadków.
To
samo jest z indeksami metryk na genetece. Tworzą ją wolontariusze z
dobrymi chęciami, ale jest tam wiele błędów np. z powodu zwykłych
pomyłek lub braku umiejętności odczytania prawidłowo nazwiska, a nawet
imienia. Oczywiście same metryki są czasem w fatalnym stanie, mocno
wyblakłe, a pismo pozostawia wiele do życzenia. Stąd błędy.
8. Źródła metrykalne i legitymacje szlacheckie kłamią.
Niestety
w aktach metrykalnych jest masa pomyłek, czasem naprawdę szokujących
jak zamiana nazwiska ojca dziecka z nazwiskiem babki matki. Bardzo
często podane jest błędne imię babki. Dlatego początkujący genealodzy
popełniają błędy przyjmując jako 100% pewne dane z jednego wpisu w
metrykach. Należy to robić na podstawie wielu metryk danej rodziny.
Czasami legitymacje szlacheckie które były tworzone przez zaborców by
dalej korzystać z przywilejów szlacheckich roją się od nieścisłości.
Początkowo wnioski nie były wnikliwie oceniane. W późniejszym czasie
kolejne zgłoszenia były jednak dość dobrze sprawdzane i wiele
wcześniejszych wpisów po prostu by nie przeszło. Dzięki legitymacjom
można znaleźć nowe informacje o rodzinie, zweryfikować je z metrykami
czy innymi źródłami. W legitymacjach z zaboru austriackiego pojawiają
się kopie metryk z akt już nieistniejących, wywody przodków sięgające
początków XVIII, a nawet końca XVII wieku, często podawana jest nazwa
herbu. Oczywiście należy szczegółowo sprawdzić czy rzeczywiście nasz
przodek należał do danej rodziny z legitymacji. Należy pamiętać, że
część wniosków do heroldii była fałszowana przez wykwalifikowanych
specjalistów. Jednak to sporo kosztowało i nie dotyczy szlachty
szaraczkowej, która najczęściej nie potrafiła udowodnić faktycznej
przynależności do stanu szlacheckiego.